Pokonałeś Lechu maraton życia. Bardzo szybko. Za szybko. Popatrz na zgromadzonych na mecie. Tylu fanów mają tylko mistrzowie. Ty, przyjacielu, jesteś mistrzem życia. Nie pasują do Ciebie słowa „odpoczywaj w pokoju wiecznym”. Pędź ku wieczności, bo świadectwem swojego życia, jak mało kto, na tę wieczność zasłużyłeś. To świadectwo jest wzorcem i pewnym drogowskazem dla nas jak godnie żyć i nie ulec.
Kochasz życie, takim jakie jest, jak maraton ze wszystkimi przeszkodami, słabościami i ścianą na 30 kilometrze. Pamiętasz swoje plany, jakie snułeś kilka lat temu? Niesamowicie ambitne – starty, rekordy, mordercze treningi! Powiedziałem Ci wtedy – wyluzuj.
Nie mogę, kocham to – odparłeś.
Nadzwyczajne jednak było to, że gdy przyszedł kryzys – pierwsza choroba, niepewne rokowanie, to jak mało kto potrafiłeś momentalnie przewartościować wszystko – z ciężkim sercem, ale bez żalu, złości, szukania winy w innych i opatrzności. Ciągnęło Cię na trasy biegowe, ale pochłonęła Cię wtedy praca organizacyjna i kronikarska.